Zbrojna konfrontacja partyzantów z funkcjonariuszami Gestapo stała się dla nazistów pretekstem do krwawej zemsty na niewinnych mieszkańcach Żywocic i okolicznych miejscowości. Od rana 5.8.1944 r. miały miejsce przesłuchania świadków strzelaniny. Decyzję o podjęciu krwawej akcji odwetowej podjął szef cieszyńskiej placówki Gestapo Guido Magwitz. Wieczorem pracownicy urzędu gminnego w Błędowicach otrzymali rozkaz stawienia się na służbę i natychmiastowego sporządzenia listy mieszkańców Żywocic, którzy nie zostali wpisani na volkslistę. W porozumieniu z Gestapo jeszcze tej samej nocy na posterunek żandarmerii w Cierlicku Górnym wezwano członków żandarmerii pomocniczej (Landwache) z Błędowic Dolnych, Cierlicka Dolnego i Górnego oraz Żywocic. Ok. godz. 2 po północy 6.8.1944 r. członkowie cieszyńskiego Gestapo (ok. 25 osób) oraz katowickiej centrali Gestapo (ok. 40 osób) wyjechali kilkoma samochodami z Cieszyna. W Cierlicku połączyli się z pozostałymi nazistowskimi funkcjonariuszami i ruszyli w stronę oddalonych o ok. 3 km Żywocic.
Wieś została otoczona szczelnym kordonem. Naziści podzielili się na cztery grupy, działające na wyznaczonych odcinkach. Dowódca każdej z nich otrzymał kartkę z nazwiskami osób do likwidacji. Akcję rozpoczęto ok. godz. 4:30, gdy większość mieszkańców jeszcze spała. Kilkuosobowe grupy pijanych Gestapowców i żandarmów przeszukiwały kolejne domy, żądając od zastanych w nich mężczyzn okazania dowodu wpisu na volkslistę. Każdego, kto takiego dokumentu nie posiadał, brutalnie – często przy akompaniamencie płaczu dzieci i protestów rodzin – wyprowadzano z domu, twierdząc że udaje się na przesłuchanie i – jeśli tylko nie popełnił żadnego wykroczenia – to nic mu nie grozi. Jednak po zniknięciu z oczu domownikom mordowano taką osobę – najczęściej strzałem w tył głowy. W wielu przypadkach ofiary zostały również okradzione (po egzekucji lub jeszcze w domu). Kilkunastu zamordowanych było przypadkowymi ofiarami – 12 mieszkało poza granicami Żywocic (sześciu w Suchej Górnej, czterech w Błędowicach Dolnych, po jednym w Suchej Dolnej i Cierlicku Dolnym), jeden był mieszkańcem wsi z III grupą volkslisty. Kaci nie weryfikowali tożsamości ofiar na listach nazwisk, którymi dysponowali – strzelali do każdego, kto nie mógł natychmiastowo potwierdzić posiadania volkslisty, a w kilku przypadkach (np. ofiary z volkslistą) najpewniej kierowali się pobudkami całkowicie osobistymi.
Pacyfikacja wsi zakończyła się ok. godz. 10. Zastrzelono 36 mężczyzn między 17 a 59 rokiem życia, 27 zadeklarowanych Polaków, jednego Polaka z III kategorią volkslisty oraz ośmiu zadeklarowanych Czechów. Po masakrze wójt Heinrich Mokrosch wyznaczył mieszkańców, którzy mieli udostępnić wozy i pomóc w transporcie zwłok na stary cmentarz żydowski w Orłowej. Żaden z zamordowanych nie brał udziału w ataku na gospodę Isidora Mokrosza oraz wg ustaleń prof. Mečislava Boráka nie współpracował z partyzantami. Byli zupełnie niewinni. Zdecydowana większość pracowała w okolicznych kopalniach i – prócz odmowy wpisu na volkslistę – nie była zaangażowana w działalność polityczną (pojedynczy w międzywojniu działali w polskim harcerstwie).
Hildegarda Pawlas Reakcja „Strzały” na wiadomość o pacyfikacji Żywocic Po południu koło godziny piątej przyszedł do nas „Strzała”. Ojciec z nim nie rozmawiał, my z siostrą i matką ciągle płakałyśmy. Potem opowiedziałyśmy mu, co się rano wydarzyło. Był bardzo wzruszony, nie mógł nawet mówić. Poprosił Bronkę, by mu dała listę rozstrzelanych osób. Po kilku dniach wrócił i powiedział, że odtąd strzelać będą wszystko w „szarych mundurach”, co się porusza. Konkretnie chcieli zlikwidować Henryka Mokrosza i jeszcze kilku ze znanych żandarmów. Matka z Bronką usilnie nalegały, by tego nie czynili, ponieważ naraziliby niewinnych ludzi na zemstę i prześladowania ze strony Niemców, którzy stale jeszcze byli dość silni. Potem „Strzała” przyszedł do nas jeszcze kilka razy i podał, że przenoszą się do gór żywieckich (za: Mečislav Borák, Zločin v Životicích, 2. wyd., Ostrava 1984). |