Temat tragedii żywocickiej był wielokrotnie podejmowany przez regionalnych literatów (zarówno poetów, jak i prozaików), zwłaszcza polskiej narodowości. Jeszcze w czasie II wojny światowej w podziemnym komunistycznym piśmie „Naprzód” znalazł się datowany na wrzesień 1944 r. wiersz „Mocniejsi duchem” autorstwa Henryka Jasiczka, wówczas ogrodnika trzynieckiej huty, w przyszłości najwybitniejszego powojennego polskiego poety na Zaolziu. Po zakończeniu wojny utwór został opublikowany w „Głosie Ludu” (nr 79 z 11.8.1946 r., więc niedługo po drugiej rocznicy zbrodni), następnie zaś – w debiutanckim tomiku poezji „Rozmowy z ciszą” (Czeski Cieszyn 1948). Jak pisał znawca zaolziańskiej literatury Władysław Sikora: „Mocniejsi duchem” to wiersz zrodzony pod wrażeniem chwili, rozpierany przez emocje sprzeciwu i mocne przekonania o kruchości systemu faszystowskiego.
Henryk Jasiczek Mocniejsi duchem Prawie już złotem dośpiewały zboża, Jesienne wizje w ścierniskach majaczą Pełno żołnierzy stoi na rozdrożach. Paciorki jarzębin jakoś krwawo plączą – W zielonym mundurze śmierć idzie po żniwo Kosę zajadle o ranny świt brusi – Zielone mundury już ku chatom idą… Padł strzał – jeden, drugi – niemiecka śmierć kosi. Krwią się germańska hyena zachłysła – Padają ludzie – walą się jak snopy – Z wozów strumieniem na drogę krew trysła. Krew w niebo krzyczy, krew śląskiej Golgoty. W orłowski cmentarz, w „massengrab” rzucili, Drutem kolczastym grób ten otoczyli. Żeby się tutaj ludzie nie modlili… By nad mogiłą nie nabrali siły… O nędzni duchem z sumienia wyzuci, W zbrodni, krwi, drucie wasza wiara krucha My będziem wolni! – Chociaż dziś zakuci, Cóż znaczą kajdany, wobec siły ducha! – |
Bardziej znanym utworem Jasiczka poświęconym tragedii pozostaje jednak wielokrotnie przedrukowywana przy okazji jej rocznic „Dziewczynka z Żywocic”, opublikowana po raz pierwszy w zbiorze „Obuszkiem pisane” (Czeski Cieszyn 1955), w której – jak stwierdzał Władysław Sikora – wymowa [...] spoczęła na paraleli dziecka Żywocickiego a dzieci esesmana biorącego udział w rozstrzeliwaniu ofiar. „Dziewczynka z Żywocic” została przełożona na język czeski przez uznanego tłumacza Ericha Sojkę.
Henryk Jasiczek Dziewczynka z Żywocic Czy ty wiesz, że ten, co położył w kałuży krwi twojego ojca też uważał się za człowieka? A wtedy, w ów tragiczny dzień, kiedy wracał do domu, na progu synek go czekał. I taka jak ty dziewczynka mała, co o tatusia bardzo się bała, pytając: Tato, gdzieś był tak długo. Żona witała go pocałunkiem i troską: Mój drogi, zamęczysz się w pracy… Potem tatuś rozdał cukierki, dzieci klaskały w dłonie, a ojciec, marszcząc brwi, zmywał w łazience z czarnych esmańskich butów ślady ludzkiej krwi. Sieroto z Żywocic, ty już tych dni nie pamiętasz. Do sedna tragedii nie wnikasz. Lecz kiedy dorośniesz i będziesz matką, a staniesz twarzą w twarz naprzeciw pomnika matki z Żywocic, skamieniałej z bólu i rozpaczy, wtedy przez łzy, tak jak ona zaciśniesz pięści niespokojnie, a w twoim sercu wybuchnie płomień protestu i buntu przeciwko wojnie. |
Przypuszcza się, że jeszcze w czasie II wojny światowej temat Żywocic podjął także Paweł Kubisz, nie tylko jeden z najlepszych zaolziańskich poetów, ale również organizator polskiego życia kulturalnego w regionie po roku 1945. Tragedia znalazła swoje odbicie w poetyckim przeglądzie polskiej martyrologii regionu pod tytułem „Krew już z żył wyciekła…”, opublikowanym po raz pierwszy jako dodatek do 2. wydania poematu „Przednówek” (Łódź 1946). Trzy lata później wrócił Kubisz do tematu zbrodni w dramacie „Opowieść wydziedziczonych”, za najważniejszy utwór jego autorstwa dotykający tego zagadnienia uchodzi jednak napisany w tym samym czasie wiersz „Meldunek z Żywocic”, który – jak ocenił Władysław Sikora – należy do najmocniejszych wyrazów naszego wspólnego przymierzania się do rozmiarów sprawy, do wspólnego spłacania długu.
Paweł Kubisz Meldunek z Żywocic Łuna daleko… łuna szeroko! Śmierć do drzwi bije – a w świat armaty! Dymi Oświęcim w niebo wysoko – Bluzga krzyk ludzi czerwonym kwiatem! W konspiracyjnej gazetce czytam Pierwszosierpniowy alarm Warszawy; O los powstania nie trudno pytać... Iluż już padło za sztandar sprawy? …Wiele dni chmurnych deszcz lat, zacinał Po Żywocickich drogach, przysiółkach… …Pierwsza niedziela sierpnia i – finał! Słońce, pogoda…, mord, krew i spółka! Gwiżdżą syreny na szychtę rano: W głuchych kopalniach jest czarne złoto! Życiu marsz zagrać, pracy zagrano! …Powróz na szyję w Berlinie plotą! …Strzały zdradzieckie z niemieckiej lufy! …Topór katowski z niemieckiej ręki! I wieść szalona w dniu tym… obuchem Gruchła do chałup złowieszczym lękiem! Dziś w Żywocicach, ludzie, słyszycie? Z chałpy do chałpy Gestapo chodzi! …I znów te krzyki, nieludzkie wycie: – Kto tutaj Polak, kto się Czech rodził? …Z domów smyczyli, z domów zabrali; Pod bagnetami iść naprzód każą – Szereg pojmanych mnoży się dalej, Ten kto oporny – kula dlań wraża! Już niedobici skomlą o wodę, Żony i dzieci rwią z bólu ręce! – Nie waż się podać! – strzelę, przebodę! – Raus, kanalie, zaraz i prędzej! Ojca wywlekli, syna wywlekli, Brata zabrali – żona w obozie! Pędzą ich wszystkich tam pod las… wściekli. Zastygł czas niemy w jęku i zgrozie. Kordonem wojska wieś jest zamknięta, Ścieśnia się pierścień w przyczółek lasu. …Strzały się sypią, słania się, klęka Jeden po drugim – żegnaj; brak czasu! Z trzaskiem w popędzie, z krzykiem w galopie – Pięciu furmanów, pięć wozów jedzie… Żniwo uprzątnąć, brać snop po snopie? – Dokąd nas pędzą, nie wolno wiedzieć! Trupy ładować, brać je na wozy, Trzydziestu sześciu ludzi zabito! …Szóstego sierpnia powiało mrozem, Choć upał słońca pochylał żyto! Długa jest droga furmańskiej jazdy Z małych Żywocic aż do Orłowej! Z wozów krew ciurczy, rozsiewa gwiazdy – Siad niezatarty zbrodni sierpniowej! |
Do Żywocic w swojej twórczości nawiązywali też Adolf Dostal (wiersze „Gorący sierpień” z 1959 r. oraz „Droga” z 1962 r.), Józef Krzywoń (wiersz „Żywocice” z 1949 r.), Alojzy Mainka (wiersz „Żywocice” z 1971 r.), Józef Mojżyszek (wiersz „Sen i wspomnienie” z 1959 r.), Gustaw Przeczek (powieść „Tędy szła śmierć” z 1969 r.), Wilhelm Przeczek (fragment wiersza „Psałterz zaolziański” z 1977 r.), Jan Pyszko (wiersz „Żywocice”), Bronisław Sikora (wiersz „Żywocice” z 1983 r.) czy Władysław Sikora („Żywocice” z 1964 r. i „Jesień w Żywocicach” z 1969 r.).
Adolf Dostal Gorący sierpień (Wiersz napisany pod żywocickim pomnikiem) Pamiętam jeszcze czterdziesty czwarty pamiętam czterdziesty czwarty gorący sierpień i chcę i nie mogę zapomnieć patrząc na przestrzeloną manierkę. Słyszę zmieszane z krwią słowa zastygłe na ustach i groźne i mocne jak pięść matki z żywocickiego pomnika. Widzę ich przestrach. Nie to coś więcej niż przestroga to cała zbrodnia spogląda na mnie rozpaczą rozstrzelanego ojca który myślał wtedy O swej małej. I chociaż za chwilę wrócę stąd do swego nienaruszonego domu to jednak dręczy mnie wciąż świadomość tamtych i tych co chcą nowych zbrodni. |
W czasach najnowszych tragedia żywocicka trafiła na karty wydawnictw dedykowanych czytelnikom spoza Zaolzia (w polskiej części Śląska Cieszyńskiego historia ta jest znana w nikłym stopniu). Dla polskiego czytelnika (w Polsce) redaktorka zaolziańskiego czasopisma „Głos” (wcześniej „Głos Ludu”) Danuta Chlupová wydała swoją debiutancką powieść „Blizna” (Gdynia 2017), w której kontekst wplotła historię żywocickiej tragedii (z małymi wyjątkami występują w niej jednak fikcyjne postacie). Książka została wysoko oceniona w Polsce, a nawet zdobyła nagrodę Wydawnictwa Novae Res w kategorii „Literacki debiut roku”.
O popularyzację tematu w głębi Republiki Czeskiej postarała się autorka świetnie przyjętej w Czechach trylogii „Šikmý kostel” (pol. Krzywy kościół) Karin Lednická. Książka „Životice: obraz (po)zapomenuté tragédie” (Ostrava 2022) zaliczana jest do gatunku dokudramy, stanowiąc połączenie opracowania historycznego z opartą na faktach beletrystyką. Mimo że autorka nie jest historyczką, pozycja posiada dużą wartość poznawczą i dokumentacyjną dla tematu zbrodni żywocickiej. Książka została zadedykowana prof. Mečislavovi Borákowi, prócz jednak tego, że Lednická korzystała z prac i archiwum mającego największe zasługi na polu dokumentowania zbrodni badacza, sama przez kilka lat penetrowała archiwa, docierając do wielu niewykorzystywanych wcześniej materiałów (np. szczegółów biografii i zdjęć Guido Magwitza). Dotarła również do ostatnich żyjących świadków pacyfikacji Żywocic i zebrała ich wspomnienia, przez co jej dokudrama wpisuje się w nurt tzw. historii mówionej (ang. oral history). Próbując zrozumieć emocje i motywacje przyświecające niektórym spośród głównych aktorów tragedii żywocickiej, pisarka w oparciu o dostępne materiały pokusiła się o naszkicowanie ich portretów psychologicznych. Przez to książka zahacza o szczegółową subdziedzinę historii zwaną psychohistorią. Każdy rozdział poprzedziła fragmentem fabularyzowanym, wprowadzającym czytelnika w kontekst prezentowanych wydarzeń. Te zabiegi sprawiły, że „Životice” mają nie tylko dużą wartość poznawczą, ale też trudno się od nich oderwać.
Choć dokudrama jednej z najpopularniejszych obecnie czeskich autorek znacząco przyczyniła się do popularyzacji tematu tragedii żywocickiej (jak i – szerzej – istnienia polskiej grupy narodowej na Zaolziu) na terenie Republiki Czeskiej, część najbardziej konserwatywnych lokalnych polskich działaczy nasiliła kampanię przeciw Lednickiej, rozpoczętą już w roku 2020 po wydaniu przez nią okrzykniętej w Czechach bestsellerem pierwszej części trylogii „Šikmý kostel”, której akcja rozgrywa się w dawnej Karwinie na Zaolziu. U podstaw konfliktu legły trudne do zrozumienia dla ludzi spoza Zaolzia kwestie pozamerytoryczne na czele z prozaiczną antypatią polsko-czeską, ujawniającą się z całą siłą u części mieszkańców tego obszaru (w przypadku samych „Životic” doszły do tego kwestie osobiste). W przyszłości spór ten będzie stanowił zapewne wdzięczny temat dla antropologów kultury. Proza Lednickiej stawia odważne tezy, a na pierwszym miejscu ofiary i ich rodziny, przez co w historii uwypukleniu uległ czynnik czysto ludzki. Właśnie to przedstawienie przez pisarkę niektórych kwestii w sposób nieco odbiegający od dotychczas przyjmowanych interpretacji, stało się oficjalnym pretekstem do jej deprecjonowania (m.in. nazywanie Isidora Mokrosza pierwszą cywilną ofiarą Żywocic czy krytyczna ocena partyzantów z oddziału „Strzały”, więcej w zakładce: „Kwestie sporne”).
Wśród większości polskich mieszkańców Zaolzia „Životice” zostały jednak przyjęte bardzo dobrze. Wydaniu książki towarzyszyło zorganizowane przez autorkę spotkanie członków rodzin ofiar tragedii, na którym stawiła się ponad setka osób. Było bardzo emocjonująco i podniośle. Matką chrzestną „Životic” została ówczesna Konsul Generalna RP w Ostrawie Izabella Wołłejko-Chwastowicz. Niedługo po premierze ówczesny ambasador RP w Republice Czeskiej Mateusz Gniazdowski zaprosił Lednicką na uroczyste przyjęcie z okazji Święta Niepodległości. Pomimo tego, że książka nie zdobyła aż takiej popularności, jak będąca w Republice Czeskiej swoistym fenomenem wydawniczym trylogia „Šikmý kostel”, Lednická zdobyła za nie prestiżową nagrodę „Kniha roku 2022” w kategorii „non-fiction” zarówno w ocenie jury, jak i w głosowaniu czytelników. Aktualnie książka jest już przetłumaczona na język polski i czeka na wydanie.
Karin Lednická Żywocice: obraz (prawie) zapomnianej tragedii [fragment] On, Friedrich Sattler, wreszcie będzie miał okazję pokazać swoje umiejętności w całej okazałości. Tak, to jest ten moment, na który czekał całe lata. Jeżeli wszystko pójdzie tak jak ma, awans na pewno go nie minie. Przestanie być zamienialnym pionkiem. Zwołanie członków Landwache powierzył swoim podkomendnym, takim banałem przecież dowódca nie będzie sobie zawracał głowy. To by go akurat wstrzymywało przed zadaniem dużo trudniejszym i ważniejszym, czyli rozdzieleniem imion z listy, którą spisały kobiety z komisariatu, na poszczególne trasy. Takie zadanie wymaga, doświadczenia i rozmysłu, aby człowiek orientował się tutaj. Dokładne rozeznanie w terenie jest warunkiem koniecznym, aby akcja przebiegła efektywnie, bez zbytecznego zwlekania i kluczenia. Bardzo przyłożył się do tych przygotowań. Teraz niesie w kieszeni kilka kartek z nazwiskami; każda z nich pokrywa jedną część gminy. Każdą trasą zajmie się specjalne komando, w którym będzie jeden miejscowy żandarm, dwaj żołnierze Wehrmachtu i dwaj funkcjonariusze Gestapo. Sattler w głowie układa sobie argumenty, na podstawie których wkrótce wystąpi o przypisanie go do komanda, którego teren operacyjny zaczyna się na granicy Żywocic z Błędowicami. Prawdopodobnie nie trzeba będzie żadnych argumentów, ale znamy to, przezorny zawsze ubezpieczony. A gdyby ktoś to podał w wątpliwość… Uzasadnić to można na kilka sposobów, które nawet mogą wyglądać jak gorliwość w służbie. Ta jest zawsze doceniana. No tak, gorliwość, tą wykaże się dzisiaj naprawdę. W komandzie będzie jedynym, który orientuje się tutaj: w terenie i w ludziach. W ludziach przede wszystkim. To on będzie miał przy sobie listę ludzi przeznaczonych do likwidacji. To on zdecyduje, dokąd pójdą najpierw, a dokąd później. Do kogo. Dokąd gestapowców i żołnierzy zaprowadzi, tam pójdą. Nikt z nich nie wie, gdzie się Żywocice zaczynają, a gdzie kończą. Kto we wsi podpisał folkslistę, a kto nie. Nic nie wiedzą. Nie zorientują się, kiedy na ich trasie przybędzie parę przystanków wykraczających poza oficjalny spis. Nie będą mieli pojęcia, że wachmistrz żandarmerii załatwia właśnie kilka „spraw” za jednym zamachem. Friedrich Sattler uśmiechnie się nad tą grą słów, niezwykle zadowolony ze swego genialnego pomysłu i planu. Z siebie samego. Tak, doda tam i tych dwóch. To wiele załatwi. Organizacja faktycznie zadziałała jak w zegarku. Zabrzmiało już, że jako pierwszy wyjechał autobus z czterdziestoma funkcjonariuszami katowickiego Gestapo, pod dowództwem radcy kryminalnego Stolza. W tym samym czasie na komisariacie w Cieszynie zgromadziło się kolejnych dwudziestu pięciu gestapowców, których Magwitz zaznajomił z taktyką i sposobem przeprowadzenia interwencji w Żywocicach. Pod względem organizacyjnym pracę wykonał z niemiecką precyzją. Wystarczyło mu tylko dwanaście godzin, aby przeszedł od zamysłu do realizacji akcji odwetowej, w której brało udział prawie dwustu ludzi. Bez wątpienia podczas gorączkowych przygotowań czerpał z doświadczeń nabytych podczas pracy w Gestapo w Niemczech w latach trzydziestych, jak również i tych późniejszych, kiedy, jako członek jednostek Einsatzgruppen w Związku Radzieckim, uwalniał świat od podludzi. Przypomnijmy sobie, że w dzień akcji w Żywocicach jej dowódca miał prawie dwadzieścia osiem lat. Powróćmy jednak z powrotem do Żywocic, a dokładniej na szczyt Wzgórza Błędowickiego, gdzie około wpół do trzeciej w nocy dojechały dwa autobusy i trzy samochody z gestapowcami. Jednym z nich był Joseph Gradel, któremu, w dalszej części opisu wydarzeń, poświęcimy więcej uwagi. Pozwólmy mu teraz powiedzieć o początku akcji: – Na miejscu byli do nas przydzieleni żandarmi. Radca Magwitz podzielił nas na grupy i podał szczegółowe instrukcje dotyczące egzekucji. Dowódcom poszczególnych grup rozdał kartki z imionami, na których osoby przeznaczone do rozstrzelania były oznaczone czarnymi krzyżykami. Mając na uwadze, że nie tylko Gradel, ale i inni uczestnicy akcji mówili w protokołach o „kartkach opatrzonych odręcznymi notatkami” podczas gdy przed około czteroma godzinami zastępca amtskomisarza przekazał Sattlerowi maszynopisy list przygotowane przez pracownice urzędu, można wnioskować, że rozdzielenie na grupy (czyli również rozpisanie na kartki) było zadaniem powierzonym Sattlerowi. Właśnie on był tym, kto tuż po przyjeździe Gestapo, przekazał te kartki Magwitzowi. Jest zupełnie logiczne, że opracowanie tras z imionami Magwitz powierzył właśnie Sattlerowi. Kto inny mógłby się podjąć tego zadania niż właśnie dowódca miejscowych żandarmów? Technokratycznie myślącemu Magwitzowi nie przyszłoby na myśl, że jego precyzyjny plan będzie uzupełniony kilkoma improwizacjami – celowymi i nieumyślnymi. |
Pośrednio tragedii żywocickiej poświęcony jest reportaż związanej głównie z ostrawskim radiem polskiej dziennikarki Otylii Toboły, wydany początkowo pod tytułem „Oddział Józefa Kamińskiego – Strzały” w periodyku „Kalendarz Śląski” na rok 1990, w ostatecznej wersji pod tytułem „Chłopcy z oddziału Strzały” w zbiorze „Lutyńskie Tango i inne historie wojenne z Zaolzia” (Czeski Cieszyn 2003). Autorka opierała się głównie na relacjach żyjących jeszcze uczestników wydarzeń (nawiązała również bliską współpracę z prof. Mečislavem Borákiem). Napisana w martyrologicznym tonie książka została dobrze przyjęta wśród polskich mieszkańców Zaolzia (m.in. nagroda „Tacy Jesteśmy”) i doczekała się dwóch kolejnych wydań – w latach 2004 i 2023 (rozszerzone, chociaż z powielonymi błędami i bez uwzględnienia nowych ustaleń, oraz także w czeskim tłumaczeniu). Wydawca, Kongres Polaków w Republice Czeskiej, postarał się o liczne recenzje – zarówno czeskich, jak i polskich publicystów. Równocześnie – jak już wspomniano – na sile przybrała kampania przeciwko Lednickiej (głównie w mediach społecznościowych), która wyszła daleko poza ramy merytorycznej dyskusji, a w której pierwsze skrzypce odgrywała autorka „Lutyńskiego Tanga”. Zbiór uzyskał nominację do nagrody „Jantar” w dziedzinie literatury, przyznawanej twórcom działającym na terenie kraju morawsko-śląskiego (czeski odpowiednik województwa). Kandydatura Toboły wywołała mieszane uczucia. Przed galą finałową w ostrawskim Centrum Pant (instytucja naukowo-kulturalna) odbyło się spotkanie z nominowanymi. Dzień wcześniej jednak na portalu Facebook głos zabrał Petr Pánek, prezes Stowarzyszenia PANTbędącego gospodarzem Centrum. Odciął się on od „Lutyńskiego Tanga”, stwierdzając, że Stowarzyszenie PANT nie jest organizatorem wydarzenia (a jedynie udostępnia miejsce), w samej zaś książce „jest również wiele bezpodstawnych (i już obalonych) oskarżeń oraz roszczeń” przez co „zniekształca historię i niszczy pamięć aktorów i ocalałych”. Wypowiedź ta była szeroko komentowana – pozytywnie odniosło się do niej m.in. czeskie stowarzyszenie Životice Sobě. W obronie dziennikarki stanęli polscy działacze z Zaolzia związani z Kongresem Polaków dr Stanisław Gawlik oraz dr Michał Przywara. Ostatecznie nagrodę zdobył inny autor.
Szerszy kontekst wydarzeń żywocickich przedstawia nieco niedoceniana (a świetna!) książka Karola i Józefa Mrózków „W cieniu Żywocic. W 70. rocznicę zakończenia wojny” (Cieszyn 2015).
Tragedia żywocicka była również przedmiotem publikacji naukowych i popularnonaukowych. Ukazały się jednodniówki – w piątą rocznicę tragedii „Żywocice 6 VIII 1944” (nakładem „Głosu Ludu”, pod redakcją Emanuela Guziura i Andrzeja Kubisza) oraz w dwudziestą piątą czeskojęzyczna „25 lat Životické tragédie” pod redakcją Viléma Goduli i dr. Romana Prášila, ówczesnego kustosza Muzeum Ofiar Faszyzmu w Żywocicach, który krytycznie oceniał działalność partyzantów, wytykając im wręcz bandytyzm (nakładem OV SPB Karviná). Piętnaście lat po tragedii nakładem Wydziału Agitacji i Propagandy Komitetu Powiatowego Komunistycznej Partii Czechosłowacji w Czeskim Cieszynie ukazała się praca Richarda Marynčaka „Slezské lidice a revanšismus dnes” (Ostrava 1959). Polski przekład początkowo miał nosić dosłownie przetłumaczony tytuł „Śląskie Lidice i dzisiejszy rewanżyzm”. Ostatecznie jednak tłumacze Henryk Jasiczek i Jan Rusnok zmienili go na „Gehenna Żywocic a współcześni odwetowcy” (Czeski Cieszyn 1959).
W 1984 r. Żywocicom został zadedykowany czwarty tom „Biuletynu SLA” (Sekcji Literacko-Artystycznej PZKO). Publikacja zawierała cztery referaty w języku polskim: „Okoliczności Tragedii Żywocickiej” (Bronisław Firla), „Martyrologia na Śląsku Cieszyńskim” (Józef Kazik), „Żywocice – nasze wspólne przeżycie i zobowiązanie. Szkic poświęcony tematyce żywocickiej w twórczości literackiej SLA” (Władysław Sikora) oraz „Hawierzów dziś” (Karol Baron).
W 2022 r. na łamach „Kalendarza Śląskiego” ukazał się artykuł Wojciecha Święsa „Józefa Kamińskiego, pseud. Strzała, przypadki” będący najszerszym (i w zasadzie jedynym) do tej pory przedstawieniem sylwetki dowódcy grupy partyzanckiej, której akcja stała się dla hitlerowców pretekstem do pacyfikacji Żywocic. Opracowanie zawierało szereg nieznanych dotychczas informacji z archiwaliów dostępnych w zbiorach Instytutu Pamięci Narodowej oraz Archiwum Państwowego w Katowicach, potwierdzających, że „Strzała” był postacią, którą trudno oceniać jednoznacznie pozytywnie. Na Zaolziu artykuł został wymownie przemilczany, a zawarte w nim informacje nie zostały uwzględnione chociażby w 3. wydaniu „Lutyńskiego Tanga”, co tylko potwierdza, że w sporze wokół tragedii żywocickiej nie chodzi o wyjaśnianie kwestii merytorycznych.
W największym stopniu temat przepracował i udokumentował czeski historyk prof. Mečislav Borák, którego sylwetka i twórczość przedstawione są na innej podstronie.